Kilka lat później...
Las zawsze był drugim domem Willow. To było jej jedyne miejsce, w którym potrafiła pozbierać własne myśli. Szum liści uspokajał ją, a odgłosy zwierząt przynosiły jej miłe wspomnienia z dzieciństwa. Już od kilku lat kochała zagłębiać się w to miejsce. Miała zaledwie roczek, kiedy jej matka po raz pierwszy przedstawiła córce, jak przyjemnie jest żyć w zgodzie z naturą.
Las zawsze był drugim domem Willow. To było jej jedyne miejsce, w którym potrafiła pozbierać własne myśli. Szum liści uspokajał ją, a odgłosy zwierząt przynosiły jej miłe wspomnienia z dzieciństwa. Już od kilku lat kochała zagłębiać się w to miejsce. Miała zaledwie roczek, kiedy jej matka po raz pierwszy przedstawiła córce, jak przyjemnie jest żyć w zgodzie z naturą.
Nie zastanawiając się długo, wbiegła na sam szczyt całkiem wysokiego wzniesienia i
dała się ponieść marzeniom. Od niepamiętnych lat zawsze starała się brać
przykład ze swojej odważnej matki, która potrafiła poradzić sobie w każdej
sytuacji, będąc zbawicielką całego Panem. Katniss Everdeen – zapamiętana jako
„igrająca z ogniem” – dzięki której Panem zyskało swą dawną moc i świetność.
Stojąc tak wysoko na samym szczycie wśród gęstwiny pełnej drzew i kwiatów, przyglądała się otoczeniu z niesamowitą pewnością siebie. Wiatr powiewał jej ciemne i lśniące włosy. Czuła się tak lekko na duchu, że mogłaby wzbić się w powietrze i lecieć niczym ptak. Wyciągnęła łuk z kołczanu matki i uniosła go ku górze
na znak glorii i triumfu.
Już chciała odkrzyknąć coś w stylu: „Jestem córką Kosogłosa”, lecz jej dalej ciągnące się sny na jawie przerwał donośny głos chłopaka z dołu:
Już chciała odkrzyknąć coś w stylu: „Jestem córką Kosogłosa”, lecz jej dalej ciągnące się sny na jawie przerwał donośny głos chłopaka z dołu:
- Willow! – odkrzyknął
szesnastolatek – Schodź stamtąd!
- Connor? – uskoczyła ze
strachu – Co ty tu… Skąd wiedziałeś, gdzie jestem?
- No proszę cię – zaśmiał
się głupkowato – Przecież wiem, dokąd zawsze chodzi córka Kosogłosa, by poczuć
się choć odrobinę jak bohater…
- To nie jest śmieszne! –
odburknęła z oburzeniem, lecz po chwili również zaczęła się śmiać
Zeskoczyła ze stromego wzgórza i usiadła na
ziemi. Po chwili chłopak również kucnął obok niej.
- Martwią się o ciebie w domu. Rye się o ciebie nie pokoi –
odparł po krótkotrwałej ciszy – Bardzo przeżywa, to co się wydarzyło…
- Connor, proszę, nie zaczynaj
tego tematu – odburknęła
- Okey… - westchnął smutno i
rozejrzał się na około. Jego wzrok
zatrzymał się przy łuku Willow – Upolowałaś coś dzisiaj?
- Już ci powtarzałam to setki
razy – westchnęła – Ja nie lubię polować. To wiąże się z zabijaniem…
- Ale twoja matka…
- Ale moja matka dowiedziała
się tego za późno, że nie należy odbierać życia niewinnym istotom i nie
chciała, bym w przyszłości powtarzała jej błędy! A z resztą… już jej z nami nie
ma…
Connor
położył swoją dłoń na ramieniu Willow, jednak ona się odsunęła, po czym wstała
na nogi.
- Pani Benson prosiła mnie,
bym przyprowadził ciebie do domu. Podobno ktoś na ciebie czeka.
- Wiesz może kto? – zapytała
oschle
- Nie… ale mówiła, że pilne.
- Według niej wszystko jest
pilne – przewróciła oczami – Szczerze mam już jej dosyć.
- Willow, minął dopiero tydzień,
odkąd się do was wprowadziła. Skoro sam Kapitol zlecił jej opiekę nad tobą i
Rye’m to musi być raczej… odpowiednia.
- No niby jest dobre –
odrzekła, opierając się o wielką sosnę – Całkiem dobrze jej idzie, jeśli chodzi
o obowiązki domowe. Sama się do nich rwie i nawet jak jej proponuję własną
pomoc, to mówi, że woli sama. Jednak nie mam do niej zaufania… Widziałeś jej
ostatnią perukę?
- Niestety tak! Nigdy nie
spodziewałbym się, że w przyszłości zaczną nosić koszyk owoców na głowie! –
odkrzyknął i razem wybuchnęli śmiechem
Willow ceniła w nim poczucie humoru. Choć
czasem był nieco męczący i gadatliwy, wiedziała, że może na nim polegać.
- Przejdziesz przez to –
zaspokoił ją – Pozostanie z wami tylko przez dwa miesiące, do ukończenia twojej
pełnoletności. Uwierz, szybko czas zleci.
- Miejmy nadzieję – rozciągnęła
się i rozruszała nogi – Chodźmy lepiej, bo jeszcze zacznie jęczeć i już nigdy
nie zaznam spokoju.
Connor wstał z ziemi i szybko odprowadził Willow do wioski zwycięzców, gdzie stał jej
luksusowy dom. Kiedy już stanęli pod domem Melarków, dziewczyna otworzyła drzwi
i stanęła w przejściu.
- Może chciałbyś tu wejść? –
zapytała towarzysza
- Nie mogę… i tak nie
powinienem tu przebywać. Gdyby Kapitol się dowiedział, że wkroczyłem do wioski
zwycięzców…
- Spokojnie - uśmiechnęła się
szczerze – Dziękuję.
- Co? Za co? – poczuł się
zakłopotany
- Po prostu, dziękuję, że
jesteś…
- Och – zarumienił się – Nie
ma sprawy… Cześć…
Willow
przymknęła drzwi i oparła się o ścianę. Westchnęła głęboko, kiedy nagle
zauważyła przed sobą stojącego na schodach Rye’a ze zdołowaną miną.
- Ray? Co się stało? -
podbiegła do brata i otuliła go
- Pan Lorens! – zawołał głos
Pani Benson dobiegający z kuchni – Przyszedł do ciebie!
- Znowu? A po co? Gdzie on jest?
– zapytała zmartwiona
- Chciał z tobą porozmawiać! Jest
na końcu korytarza w gabinecie twojego ojca!
Willow
podbiegła do drzwi i chwyciła za klamkę. Miała nadzieję, że tym razem ta
wizytacja okaże się nieco mniej wyczerpująca od poprzednich. Wzięła głęboki oddech, po czym
wkroczyła do gabinetu swojego ojca.
Piękne po prostu. :D
OdpowiedzUsuńMasz świetny styl pisania, tak przyjemnie się czyta...
OdpowiedzUsuńjustletthembe.blogspot.com