Kiedy weszła do kuchni, zauważyła kolację
stojącą już na stole. Usiadła tuż naprzeciwko brata i pani Benson, która pewnie
już od dłuższego czasu czekała niecierpliwie na swoją podopieczną.
Tym
razem po raz enty musiała zadowolić się potrawką z kurczaka, mimo że ponad
milion razy tłumaczyła pani Benson, iż jest wegetarianką. Jednak wolała dziś
nie narzekać, zważając na to, że miała inne problemy.
- Nie smakuje ci? – zapytała
opiekunka, widząc nietknięty talerz pod nosem Willow
- Nie no, skądże – odparła, po
czym wzięła pierwszy gryz, połykając mięso bardzo powoli.
Nagle Willow ujrzała na stole dzisiejszą
gazetę, na której wierzchu widniał ogromny napis: „Panem Pod Rządami Nowego
Władcy”.
- Już wybrali? – zapytała
Willow, wskazując palcem na gazetę
- Tak – odrzekła pani Benson –
Jakaś kobieta po czterdziestce. Mało znana.
- A więc czemu ją wybrali?
- Ech… - westchnęła – Niby
przez większość głosów… ale jaka jest prawda, tego nigdy się nie dowiemy.
Willow wzięła kolejny kęs potrawki z
kurczaka, który szybko popiła kompotem z jabłek. Spojrzała na Rye’a, który w
przeciwieństwie do siostry bardzo delektował się smakiem dania przyrządzonego
przez panią Benson. Spoglądając na brata, nie wiedziała, jak zniesie on wiadomość
o natychmiastowym nakazie opuszczenia rodzinnego domu, o czym jeszcze nie
został uświadomionym. Serce jej się krajało na tę myśl, dlatego kompletnie
straciła ochotę na jedzenie.
Ku jej szczęściu zauważyła za oknem
Connora, który zdawał się ją wołać. Miał posępną minę, więc pewnie nie posiadał
zbyt dobrych wieści. Szybkim ruchem wstała na nogi i zasunęła krzesło.
- A ty gdzie się wybierasz? –
zapytała pani Benson – Dobrze się czujesz?
- Tak… Ale muszę się
przewietrzyć… Wrócę nie długo!
- Willow, jest już prawie noc!
– zawołała, jednak dziewczyna szybko chwyciła za swoją skurzaną kurtkę i
ucałowała brata w policzek, po czym wyszła z domu.
Wybiegłszy przed ogródek, o mało nie
wpadła na Connora, który zdążył złapać.
- Och… przepraszam… - mruknęła
pod nosem
- Nic nie szkodzi – uśmiechnął
się
- Czemu mnie wołałeś? –
zapytała, marszcząc brwi - Czy coś się stało?
- Chodź za mną! – odparł
szybko, po czym wybiegł w stronę lasu
- Connor? Jest już bardzo
późno! – krzyknęła, ale on był już kilkanaście metrów dalej.
Przewróciwszy oczami, ruszyła za nim,
zupełnie zapominając o wszystkim. W ciągu kilku chwil, była już w lesie
usytuowanego nie daleko od jej domu. Czym dalej zagłębiała się w las, tym bardziej
rosło jej zapotrzebowanie w latarkę. O tak późnej porze jeszcze nigdy nie była
w lesie. Było to niezbyt odpowiedzialne, zwłaszcza, że może roić się tu od
dzikich zwierząt. A bardziej martwiło ją to, że nigdzie nie mogła zauważyć
Connora. Dlatego szukając chłopaka, miała cichą nadzieję go stłuc.
W końcu, ominąwszy wszystkie drzewa,
trafiła na jakąś polanę, w której jeszcze nigdy nie miała okazji być. Bardzo ją
to zdziwiło, gdyż wydawało jej się, że zna ten las jak własną kieszeń. Była
jednak w błędzie.
- Connor! – zawołała, wciąż go
szukając, aż w końcu po raz kolejny na niego wpadła. – Ojejku, znowu
przepraszam, ale mam dzisiaj chyba dwie lewe nogi… - wytłumaczyła wstydliwie –
Co mi chcesz pokazać!?
Spojrzała na jego twarz, która świeciła
się w dziwny zielonkawo niebieski odcień. Chciała zapytać, czy dobrze się
czuje, jednak kiedy chłopak podniósł swoją dłoń i wskazał palcem na niego, ona
od razu uniosła głowę i ku zdziwieni ujrzała nad sobą najprawdziwszą Zorzę
Polarną.
Otworzyła szeroko oczy, myśląc, że to sen.
Zorze Polarne nie są spotykane w żadnym Dystrykcie czy nawet w Kapitolu. Takie
zjawisko jest bardzo rzadkie i może występować jedynie na biegunach, dlatego
fakt o byciu świadkiem takiego wydarzenia w tym miejscu, bardzo ją zmartwiło.
Connor jednak nie był tym zbyt przejęty.
Wręcz przeciwnie. Miał szeroki uśmiech i spoglądał na Willow, czekając, aż coś
mu powie.
- Czyż to nie zadziwiające? –
w końcu zaczął
- Connor, to jest bardzo niepokojące! – odparła – Takie rzeczy
nie zjawiają się od tak… A szczególnie nie w okolicach Dystryktu 12, gdzie
nigdy nie było żadnej Zorzy Polarnej.
- A więc jesteśmy świadkami
zjawiska paranormalnego – uśmiechnął się wesoło, jednak Willow nie było tak do
śmiechu.
- Więc tylko to mi chciałeś
pokazać…? – zapytała, chcąc już wracać jak najszybciej do domu.
Chłopak spojrzał na nią nieco
rozczarowany. Odwrócił się do niej plecami. Willow pomyślała, że go uraziła
czymś.
- Connor – powiedziała – Czy
możesz mi wyjaśnić…
- Csii – przerwał jej,
przysłuchując się uważniej otoczeniu.
Blondyn spojrzał w kierunku północnym,
gdzie zdawał się coś słyszeć.
- Co jest…? Słyszysz coś?
- W mieście jest coś nie tak!
Za mną!
Spowrotem przewędrowali przez las tym
razem nieco szybciej. Kiedy hałas stawał się głośniejszy, Willow zaczynała się
martwić, że coś jest nie tak.
- To jest odgłos kuł! –
krzyknął Connor, biegnąc dalej – Bardzo ciężkich kuł!
- Ale o tej porze? – zdziwiła
się Willow
Kiedy już wyszli z lasu, pobiegli w
kierunku centrum Dystryktu 12. Willow starała się nadążać za Connorem z trudem,
gdyż był on bardzo szybki. W końcu zeszli na główną ulicę, gdzie napadła na
nich ogromna ilość światła, przez którą prawie nic nie można było zobaczyć.
Kiedy oczy Willow przyzwyczaiły się do otoczenia, ujrzała kilkanaście ogromnych
czołgów zmierzających krętymi uliczkami Dystryktu.
Wiele rodzin powychodziło ze swoich domów
w piżamach, będąc ciekaw, co się dzieje. Nie wierzyli na widok ponad dziesięciu
czołgów wojennych. Willow również była bardzo zaskoczona.
- Te czołgi pochodzą z
Kapitolu! – przekrzyknął hałas Connor – Co one tu robią o tak później porze?
- Ja… Ja nie wiem…
W ciągu paru chwil w całym Dystrykcie były
pozapalane wszystkie światła. Dzieci płakały, a dorośli martwili się swoją
rodziną. Nikt nie był spokojny. Willow, kiedy zrozumiała, że nie jest to na
pewno przyjazna wizyta, zaczęła panikować.
Nagle czołgi rozdzieliły się tak, że każdy
poszedł w inną stronę. Jeden z nich zatrzymał się na skrzyżowaniu, a kierowca
wyszedł z pojazdu, jak gdyby chciał wyjaśnić obecność sił zbrojnych Kapitolu
tu, w Dystrykcie 12. Żołnierz był ubrany na czarno. Miał ciemną maskę
przysłaniającą cała twarz. Wyskoczył na sam środek jedni, trzymając w dłoni
ogromny megafon.
- Wszyscy mają natychmiast
wrócić do domu! - wrzasnął mężczyzna.
Wszyscy mieszkańcy Dystryktu 12 posłuchali
się grzecznie żołnierza i jak zahipnotyzowani ruszyli w kierunku swoich domów.
Willow jednak podbiegła w kierunku czołgu.
- Willow, nie! - krzyknął
Connor.
Nagle z czołgów zaczęło wychodzić wielu również
ubranych na czarno żołnierzy. W ciągu paru chwil było ich już z kilkadziesiąt.
- Halo! - zawołała Willow,
licząc, że zwróci na siebie uwagę jakiegoś z nich, lecz została kompletnie
zignorowana. W końcu zdołała szarpnąć jednego żołnierza za kołnierz od kurtki,
omal go nie wywracając.
- Co wy chcecie zrobić? -
zapytała nerwowo Willow.
- Wypełniamy rozkazy! Pani
Henderson chciała, żeby każdy Dystrykt zaopatrzyć w kilkunastu strażników.
- Chyba raczej w kilkuset strażników… zaraz, kto? -
zdziwiła się, ale strażnik pobiegł dalej, popychając Willow na ziemię, jakby
bardzo się spieszył.
- Willow! - zawołał
nadciągający Connor i pomógł dziewczynie wstać - Nic ci nie jest?
- Wszystko w porządku -
odparła stanowczo - Wracajmy do domu… i tak niczego się nie dowiemy w tym
chaosie…
* * *
Willow bardzo zdziwiła się, że mimo bardzo
późnej godziny, w jej domu jeszcze były pozapalane światła i pootwierane okna.
Pani Benson nigdy nie pozwalała siedzieć jej i Rye’owi do później niż
dwudziestej trzeciej. A było już przeszło po dwunastej w nocy.
- Dalej już chyba trafisz
sama? - zapytał troskliwie Connor.
- Tak, dzięki, że mnie
odprowadziłeś - uśmiechnęła się ciepło i szybkim krokiem wkroczyła do Wioski
Zwycięzców. Po chwili stała już pod drzwiami do domu. Już wsadziła swoją dłoń
do kieszeni w poszukiwaniu klucza, kiedy zorientowała się, że zamek był już
otwarty. Marszcząc brwi, weszła do środku i odstawiła kurtkę na wieszak.
Na podłodze były porozrzucane jakieś
papiery i widać było ślady zabłoconych butów. Pokój dzienny był pusty, kuchnia
również. Ani śladu po Rye’u i pani Benson.
Pobiegła schodami na górę i uchyliła lekko
drzwi od pokoju brata. Łóżko było puste. Weszła do środka i o mało nie padła na
zawał, widząc jej opiekunkę w tak złym stanie. Trzęsła się w rogu pokoju. Miała
rozmyty makijaż, a jej włosy były rozczochrane. Jej ubrania były poobcieranie,
a na skórze roiło się od wielu siniaków. Niepewnie zerknęła na Willow i
chrypliwym głosem powiedziała:
- Byli tu… zabrali…
- Co zabrali?! - krzyknęła
zdezorientowana.
- Rye’a! ZABRALI RYE’A!
Connor zdecydowanie nie jest dżentelmenem. Kobiety odprowadza się pod drzwi, zwłaszcza po 12 xD. Poza tym rozdział bardzo fajny :)
OdpowiedzUsuńAle jak to? Zabrali go? Po co? W jakim celu? Chcieli ją nastraszyć? Jejciu.
OdpowiedzUsuńCoś mi się wydaje, że ta nowa prezydent musi być spokrewniona ze starym, jakoś wypadło mi jego imię. ;v Ale to nie wróży nic dobrego.
Czy Connor zrobił to specjalnie? Wywabił ją z tamtąd, żeby oni go mogli zabrać? Ugh.
Kiedy następny rodział?
Zasiadłam do pisania komentarza z dobrymi chęciami... ale tak się przy tym rozdziale nie da xD
OdpowiedzUsuńZapowiadało się normalnie, ale nagle do akcji włączyły się toksyczne zorze polarne (promienie śmierci Tesli), odgłosy "kuł", rosyjskie czołgi, "kilkudzieset" czarnych asasynów pani Henderson, schizofreniczna wariatka siedząca w "roku" pokoju i wrzeszcząca Willow xD
Supi rozdziałał xD
Ps. A tak btw, co Connor złapał w tym fragmencie: "[...]wpadła na Connora, który zdążył złapać." Co złapał? Chorobę weneryczną?
Przebrnęłam i muszę przyznać, że ten blog kipi od pomysłów. :D
OdpowiedzUsuńPodoba mi się główna bohaterka, podobna do Katniss. I ogólny zamysł.
Wychwyciłam kilka błędów, ale sama je popełniam, więc nie będę się czepiać.
Mój blog także jest o igrzyskach, zatem zapraszam.
Stworzyłam skrót sześciu rozdziałów, więc dosłownie w minutkę można się wszystkiego dowiedzieć.
ps. fajna klimatyczna muzyka. Taka, jaką lubię ;)
Pozdrawiam, http://w-popiolach-igrzysk.blogspot.com/
Boże, o co tu chodzi? Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału ;'
OdpowiedzUsuńjustletthembe.blogspot.com