piątek, 3 lipca 2015

Bezradność

     Tydzień później
 
     Pani Benson podeszła chwiejnym krokiem do stolika i położyła talerz zimnej zupy przed twarzą Willow. Dziewczyna chwyciła za łyżkę i z trudem zanurzyła ją w wodnistym płynie. Chciała już poprosić brata  podanie soli, kiedy przypomniała sobie o tym bolesnym fakcie...

     Radość, która niegdyś wypełniała niegdyś ten pokój, ustała z porwaniem Rye'a. Z Kapitolem nie było co zadzierać. Willow była bezradna. Nie wiedziała tylko, czemu Rye? Dlaczego on? Czy coś zrobił? Albo był bardzo potrzebny jako czyjś zakładnik? A najgorsze było to, że ani ona ani pani Benson nie mieli do kogo zwrócić się o pomoc. Jedynymi ludźmi zajmującymi się porządkiem w całym panem byli Strażnicy Pokoju, jednak i oni podlegali Kapitolowi, więc raczej byliby przeciwko Willow niż z nią.

     Mimo wszystko wiedziała w głębi, że musi jakoś uratować brata. Tego chcieliby rodzice. Nie mogła odpuścić. Dodatkowo fakt, iż za dokładnie dwa dni będzie musiała opuścić swój rodzinny dom wcale nie ułatwiał jej tego zadania.

      Willow, uświadomiwszy sobie, że nie jest głodna, upuściła sztuciec na blat stołu i wstała na zmęczone nogi. Nałożyła na siebie czarną marynarkę i odniosła talerz do zlewu.
 
- A ty co? - zapytała pani Benson - Znów masz zamiar nic nie jeść?
 
     Willow udała, że nic nie słyszy. Ruszyła w kierunku drzwi wejściowych.

- Hej! Mówię do ciebie! - wkurzyła się gosposia - Nie możesz od tak sobie wychodzić! Musisz coś jeść!

- Zjem jak wrócę... - przewróciła oczami - Muszę się przewietrzyć.

- Willow! - krzyknęła - A spakowałaś się przynajmniej? Bo jak już przeniesiemy się do mieszkania Marty...

- Już ci mówiłam tyle razy! Nie zamierzam się przeprowadzać do Marty!

- Przecież wiesz, że musimy opuścić dom do końca tygodnia... Nie mogę cię zostawić na pastwę losu! Jesteś dla mnie jak córka...

     Willow aż zarumieniła się, kiedy to usłyszała. Pani Benson rzeczywiście była kimś bliskim dla Willow. Była jedyną osobą, która ją wspierała od śmierci rodziców.  Co prawda jej pracą było opiekowanie się nią i Rye'm, ale były do siebie bardzo przywiązane.

     Willow spojrzała raz jeszcze na smętną twarz gosposi, po czym wybiegła z domu. Pogoda była okropna. Mimo środku lata, niebo było pochmurne i wiał mocny i porywisty wiatr, którego dawno nie było w Dystrykcie Dwunastym.

     Na ulicy roiło się od wszelakich czołgów i Strażników Pokoju. Było ich pełno od niedawnych dość znacznych zmian administracyjnych w Panem. Wszystko zaczęło się od wstąpienia na tron niejakiej Celestii Henderson wytypowanej przez nie wiadomo kogo. Coś tu było nie tak...

      Willow tak się zamyśliła, że nie zauważyła, iż właśnie minęła sklep mechaniczny, do którego dążyła. Weszła do środka i od razu ujrzała Connora naprawiającego jakiegoś starego fiata.

- Cześć... - powiedziała niepewnie Willow

- O! Hej! - zawołał chłopak wesołym głosem, co bardzo drażniło dziewczynę - Co tam u ciebie słychać?

     Willow spiorunowała go posępnym wzrokiem.

- Ojć, wybacz... - od razu zesmutniał

- Nic nie szkodzi... przyszłam tylko oddać ci to... - wyciągnęła z kieszeni pamiętnik matki: "Białe Róże"

- Jak to...? Czemu mi go dajesz?

- Odkąd go znalazłam, narobił mi tylko problemów... prawdopodobnie przez niego zabrali... Rye'a... Dają go dla ciebie, bo tylko tobie mogę zaufać...

- Jak możesz tam mówić? Dzięki niemu wiesz, że Kapitol znowu coś knuje! To jest bardzo ważny przedmiot, który może pomóc nam wyjawić światu brudy o jakich świat nie widział!

- Connor, nie rozumiesz! To jest nieistotne. Najważniejsze jest teraz tylko to, że muszę uratować Rye'a choćby nie wiem co!

- I jak masz zamiar tego dokonać? - zapytał Connor - Chcesz wbiec za mury Kapitolu i krzyczeć na około: "Ktoś w nocy wtargnął się do mojego domu i zabrał mi mojego brata!"?

- Nie bądź śmieszy...

     Zapanowała niezręczna cisza. Connor w sumie miał trochę racji. Ale jakieś stare notatki  mamy Willow nie mogły zbyt wiele zdziałać. Potrzebny by był żywy dowód, a nie jakiś głupi pamiętnik, który mógł każdy napisać. Jednak fakt o tym, że Kapitol znów chce zniewolić Panem, jest nieco przerażający.

- Pojedziemy tam! - odrzekł stanowczo Connor.

- Co? - zdziwiła się Willow.

- Jutro o 4:00 pod Marvel Street. Jedziemy do Kapitolu.

5 komentarzy:

  1. Tyle czekałam, a tu taki króciutki rozdział. No nic, trzeba brać to, co nam dają. :)
    Rozdział mi się podobał. Szczególnie tak akcja z Connor'em. Eh, po prostu wątek. Jest taki zdecydowany i zdeterminowany. Strasznie mnie to cieszy. Może jej pomoże odzyskać brata. Musi! Uda im się, bo ja w to wierzę.
    Swoją drogą, co jeśli on już nie żyje? Nie, musi żyć. Nie mogli go zabić. Bo nie mogli, prawda?
    No, drogi Williamie. Mam nadzieję, że rozdzialik pojawi się szybko, bo ja chcę znać ciąg dalszy! ;c
    Przy okazji, zapraszam do siebie. Dopiero zaczynam, więc przydałyby się jakieś wskazówki, rady, a nawet krytyka.
    kied-gram-znika-caly-swiat.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak już są wakacje, to postaram się wstawiać te rozdziały regularnie... no jeśli wena dopisze oczywiście xD Jasne, że wejdę na twojego bloga i dzięki za koma! ^^

      Usuń
  2. Natknelam sie na kilka powtorzen i dwa bledy, ale zakladam, ze to z pospiechu ;) Poza tym rozdzial ciekawy jak zawsze. A juz sie balam, ze porzuciles tego bloga na dobre. Czekam na next i zapraszam tez w wolnej chwili do siebie: http://justletthembe.blogspot.com/
    PS.: Przepraszam za brak polskich znakow, mam maly problem z kompem :c

    OdpowiedzUsuń
  3. Okej Willu, lepiej niż ostanio. O wiele lepiej. Niestety nie doczekałam się swoich ulubieńców czyli promieni śmierci Tesli ukrytych pod przykrywką zorzy polarnych.
    Mam taką małą rozkminę... jak Connor mógł naprawiać Fiata? xD TO JEST ŚWIAT PO ZAGŁADZIE, CZŁOWIEKU XD
    Oczywiście są też i moi inni ulubieńcy - czołgi, którzy według tego co napisałeś w poprzednim rozdziale przemieszczają się na KOŁACH, a nie na GĄSIENICACH.
    Pani Benson taka troskliwa, a tak na prawdę to stara panna co mieszka z siostrą i chce porwać Willow, by wychować ją na swoją córkę, która będzie jadła zimną zupę. Btw. oni tam nie mają kuchenki, czy gaz im odcięli, że muszą jeść zimną zupę? xd
    To na razie tyle, dziękuję za uwagę ^^
    Voldi

    OdpowiedzUsuń